Teksty liturgiczne najczęściej wprowadzają w pewien świat wyobrażeń, z którego źródeł nie zawsze zdajemy sobie sprawę, aż pewnego dnia sposób myślenia ich autorów przenika nagle człowieka pewne rzeczy stają się jasne. Ale to za chwilę.
W 6 rozdziale Księgi Izajasza znajduje się scena powołania proroka. Rzecz dzieje się w Świątyni – co prorok tam robi? Całkiem możliwe, że był kapłanem tak, jak Zachariasz, który również przy spalaniu kadzidła miał widzenie. Izajasz ujrzał jednak nie anioła, ale Pana w wielkiej chwale, chwale wręcz przerażającej. Wokół latały sześcioskrzydłe serafy, ale do lotu używały tylko jednej pary skrzydeł – jak wielka musiała być chwała Pańska, że musiały pozostałymi dwoma parami zakrywać przed Panem nie tylko swoje twarze, ale i nogi! Wołały przy tym przejmujący, a zarazem tajemniczy Trisagion: „Święty, Święty, Święty Pan Sabaoth! Pełna jest cała ziemia chwały Jego!” To okrzyk istot drżących z zachwytu i uniżenia wobec ostatecznej Potęgi, ale jego treść zadziwia, bo głosi nie tylko jej transcendencję, oddzielenie, świętość. Cała, skądinąd wydawałoby się profaniczna ziemia, jest pełna chwały Pana, przed którą serafy muszą skrywać twarze. Izajasz reaguje na to wszystko zrozumiale – myśli, że kolejną rzeczą jaka go spotka jest śmierć, ponieważ jest grzesznym człowiekiem, człowiekiem o nieczystych wargach, a jako taki nie może oglądać tego, co ujrzał i żyć. Seraf jednak rozwiązuje ten problem, choć chyba rzadko się zauważa, że jest to rozwiązanie bolesne – dotyka ust Izajasza rozpalonym węgielkiem z ołtarza kadzidlanego, oczyszczając go z grzechu. W konsekwencji Pan posyła proroka ze swoimi słowami dla grzesznego ludu.
Z całej tej historii zyskujemy wrażenie wielkiego wywyższenia Pana i oddzielenia nie tylko od ludzi, ale stworzenia w ogóle, skoro nawet święte serafy z bojaźnią zakrywają się przed Jego wzrokiem. Kto mógłby do Pana się zbliżyć? Kto wstąpi na górę Pana i kto stanie w Jego świętym miejscu? – jak powiada psalm. I tutaj docieramy do tekstów liturgicznych – jest taka istota i Kościół wielce raduje się z niej. Jest pieśń śpiewana w trakcie liturgii eucharystycznej:
Zaprawdę godne to jest, błogosławić Ciebie, Bogarodzico, zawsze błogosławioną i nieskalaną i Matkę Boga naszego. Czcigodniejszą od Cherubinów i bez porównania chwalebniejszą od Serafinów, któraś bez zmiany zrodziła Boga Słowo, Ciebie, prawdziwą Bogarodzicę, wysławiamy.
Śmiałe słowa – można by rzec, a jednak mając w pamięci objawienie dane Izajaszowi drżącego razem z serafami przed boskim Majestatem, stają się zrozumiałe. Maria była osobą, która mogła nie tylko oglądać Pana Zastępów, ale przyjąć Go do swego łona, bez pomocy rozpalonych węgli jako czysta, nieskalana. Nie tylko w swej czystości przewyższająca cherubinów, ale z łaski Bożej mogąca zbliżyć się do Pana Zastępów aż do organicznego połączenia, na myśl o czym zapewne serafiny mdleją (obrazowo mówiąc). Tę osobową bliskość między tą przedstawicielką stworzenia i ludzkości a Bogiem Kościół świętuje – to nie bezosobowy cud, to uprzednia bliska wspólnota i znajomość z Bogiem, która w obliczu niezwykłego Daru pozwoliła Marii powiedzieć spokojnie: Oto ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego. A wtedy wywyższony i wyniosły Pan przyjął postać sługi ze służebnicy.
--Kamil M.
Sabaoth? a nie raczej Cawaoth?
OdpowiedzUsuń"Sabaoth" przyjęło się w zachodniej kulturze przez grekę i łacinę, poza tym cade to oryginalnie emfatyczne s.
OdpowiedzUsuń